AI to nie samiec alfa nowego świata

AI to nie samiec alfa nowego świata

W świecie, w którym decyzje oparte na danych zapadają coraz szybciej, a autorytet przybiera postać algorytmu, problem natury przywództwa staje się jednym z najważniejszych dylematów naszych czasów. To już nie tylko zagadnienie polityczne, korporacyjne czy edukacyjne. To istota relacji między człowiekiem a technologią. Kim powinien być lider w czasach, gdy wpływ przesuwa się z jednostki na system? I czy AI ma pełnić rolę doradcy, konkurenta, a może… zwiadowczyni?

W swoich wcześniejszych publikacjach przyglądam się alternatywnym modelom przewodzenia – tym, które nie opierają się na sile, dominacji czy hierarchii, lecz na rezonansie i jakości informacji. Proponuję między innymi spojrzenie na przywództwo poprzez pryzmat biologii i hipotezy ewolucyjnej, a konkretnie – zachowania pszczół podczas poszukiwań nowego miejsca na gniazdo. Zwiadowczynie – niezależne jednostki – eksplorują różne lokalizacje, a następnie przekazują dane przestrzenne (odległość, kierunek, jakość) za pomocą tańca. Im lepsze miejsce, tym więcej pszczół powtarza dany taniec, wzmacniając sygnał. To biologiczna demokracja, która działa – sprawnie, celnie i bez potrzeby dominacji. Pszczoły nie mają lidera, lecz podejmują decyzje poprzez wzajemne „głosowanie” na najlepszy sygnał, co staje się niepokojąco trafne również w kontekście sztucznej inteligencji.

Dochodzimy tu bowiem do miejsca, gdzie AI – technologia jeszcze do niedawna utożsamiana z mechanicznym chłodem i dystansem – coraz częściej zaczyna pełnić rolę zwiadowczyni, a nie wodza. Nie narzuca decyzji, nie sugeruje: „idźcie za mną”, ale podsuwa tropy, wskazuje ślady, analizuje rzeczywistość z nieosiągalną dla człowieka prędkością. To nie „samiec alfa” nowego świata, lecz jego algorytmiczna tancerka zwiadowczyni – nie dominująca, lecz tropiąca. Problem pojawia się wtedy, gdy my – ludzie – pomylimy zwiadowczynię z królową.

AI jest mądre inteligencją osoby, która wpisuje prompty – innymi słowy odbija jakość pytań, jakie mu zadajemy. Działa jak echo – które potrafi zagrać całą symfonię, jeśli człowiek poda mu właściwą nutę. Sztuczna inteligencja nie powinna rozkazywać. Jej miejsce jest w tańcu – w informacyjnym rytuale wymiany danych, hipotez i możliwości. AI analizuje, ale to człowiek powinien rezonować. AI podpowiada, lecz to my wybieramy, którym sygnałom nadać wagę. Przywództwo w epoce AI nie polega już na prowadzeniu za rękę. To raczej tworzenie przestrzeni, w której pojawiają się jakościowe impulsy, a grupa sama znajduje kierunek.

Sztuczna inteligencja coraz częściej funkcjonuje właśnie w roli cichego systemu zwiadowczego, który ma za zadanie przeszukiwać świat informacji szybciej, dokładniej i bez emocjonalnych zniekształceń. Nie prowadzi, lecz pokazuje możliwości. Nie dominuje, ale – jeśli pozwolimy – tańczy.

Ten model przypomina biologiczną demokrację pszczół: zwiadowczynie odkrywają potencjalne nowe domy, a ich taniec – intensywność, długość, zaangażowanie – działa jak system głosowania. Decyzja nie zapada przez autorytet, ale przez wzajemne rezonowanie sygnałów. Tak samo powinno wyglądać przywództwo wspomagane przez AI: nie jako dyrektywa z góry, ale jako komunikacyjna architektura, w której algorytmy dostarczają danych, a ludzie rozpoznają znaczenia.

W tradycyjnym modelu zarządzania – zarówno w polityce, jak i w korporacjach – lider był figurą dominującą. „Silny przywódca” oznaczał najczęściej kogoś, kto podejmuje decyzje za innych, rozkazuje, przewodzi. Było to potrzebne, aby zapewnić spójność działania w warunkach niepewności oraz zagrożenia, gdzie zwłoka lub rozproszenie mogły zagrażać przetrwaniu grupy. Systemy oparte na sztucznej inteligencji nie mają ego, nie potrzebują dominować, nie interesuje ich wpływ ani kontrola. Zbierają dane, analizują korelacje, tworzą prognozy. Wyprzedzają nas w obróbce rzeczywistości, ale nie potrafią z niej wyciągnąć znaczenia – to wciąż nasza rola. AI jest świetnym narzędziem wspomagającym poznanie, ale to my decydujemy, co jest ważne, jakie znaczenie nadajemy tym informacjom i jak je wykorzystujemy w praktyce, także w kwestiach etycznych, kulturowych czy emocjonalnych. Jeśli będziemy traktować AI jako partnera poznawczego, a nie nadzorcę, możemy uruchomić zupełnie nowy model przywództwa: oparty na jakości sygnału, a nie sile pozycji.

Lider przyszłości to nie ten, kto wie lepiej, ale ten, kto lepiej słucha. Nie ten, kto kontroluje przepływ informacji, lecz ten, kto potrafi rozpoznać, który sygnał warto podbić, wzmocnić, podać dalej. W takim układzie AI nie wyręcza nas, ale staje się czymś na kształt choreografa: układa dane w sensowny rytm, ale to od ludzi zależy, czy podejmą taniec.

Paradoks naszych czasów polega na tym, że im więcej mamy narzędzi do podejmowania świadomych decyzji, tym mniej chętnie z nich korzystamy. W epoce nadmiaru informacji i chaosu komunikacyjnego znaczna część społeczeństwa woli, by ktoś „wiedział za nich”. AI staje się tu pokusą: wygodnym autorytetem, którego nie trzeba tłumaczyć. Skoro algorytm coś wyliczył – musi mieć rację.

To niebezpieczne złudzenie. AI, choć pozbawiona emocji, dziedziczy nasze dane – a z nimi nasze uprzedzenia, błędy, niespójności. Uczy się na podstawie tego, kim jesteśmy, nie kim chcielibyśmy być. Jeśli pozwolimy jej decydować za nas, oddamy władzę nie w ręce obiektywnej mądrości ale uśrednionej wersji naszych nieświadomości.

Dlatego model pszczeli staje się tak cenny. Uczy nas, że sygnał powinien zostać przefiltrowany przez rezonans grupy. Nie wystarczy, że AI coś pokaże – ważne, czy społeczność „poczuje”, że to właściwy kierunek. W tym sensie przywództwo przestaje być funkcją jednostki i staje się funkcją wspólnotowego odbioru informacji. A lider? Lider to ten, kto rozpoznaje moment, w którym sygnał staje się ruchem.

W tym kontekście lider przyszłości nie będzie już figurą autorytarną – herosem z musztry – ale kuratorem sygnałów. Kimś, kto umie rozpoznać wartość informacji, a nie tylko ją wyprodukować. Kimś, kto tańczy nie po to, by być widzianym, ale by pobudzić wspólny ruch. To radykalna zmiana kulturowa: z roli wodza do roli katalizatora. Z rozkazu – do impulsu.

Taki model można z powodzeniem przenieść do sfery zarządzania, edukacji, a nawet polityki. Wyobraźmy sobie organizacje, w których decyzje nie zapadają na mocy polecenia, ale dzięki ciągłemu przetwarzaniu informacji, otwartemu feedbackowi i dynamicznemu „tańcowi danych”. AI może w tym pomóc – ale tylko wtedy, gdy nie wyręcza, lecz wspiera proces wspólnego podejmowania decyzji.

To wymaga odwagi. Wymaga porzucenia komfortu jednoosobowej władzy i przyjęcia niewygodnej prawdy: że najlepsze decyzje nie zawsze pochodzą od najgłośniejszego głosu, ale od najbardziej rezonującego sygnału.

W jednym z wcześniejszych artykułów zwracałam uwagę, że jednym z efektów współczesnej kultury pracy jest relatywna niechęć do obejmowania ról liderskich. Neoliberalne społeczeństwo zrzuca na jednostkę odpowiedzialność, ale nie daje jej realnego wpływu. Szczególnie widoczne jest to wśród przedstawicieli młodego pokolenia – Millenialsów i Gen Z – z których wielu świadomie wybiera ścieżki bardziej inkluzywne i współpracujące, unikając tradycyjnych stanowisk menedżerskich. W efekcie liderem często zostaje nie ten, kto potrafi słuchać i budować, ale ten, kto najgłośniej krzyczy lub najzręczniej odgrywa „wzorzec” dominującego przywództwa. Czy sztuczna inteligencja może pomóc zmienić to równanie?

Właśnie dlatego tak bardzo potrzebujemy nowego języka przywództwa – języka, w którym nie chodzi o władzę, lecz o jakość percepcji. O subtelność, nie dominację. O umiejętność „zatańczenia z danymi” w taki sposób, by inni chcieli się przyłączyć.

Sztuczna inteligencja nie musi być przeciwnikiem człowieka. Może stać się jego najczulszym zmysłem poznawczym – zdolnym dostrzegać wzorce, których my nie widzimy i podpowiadać kierunki, które umykają w szumie informacyjnym. Ale tylko wtedy, gdy zachowamy czujność i wolę decydowania. Tylko wtedy, gdy nie pomylimy zwiadowczyni z królową.

Najlepsze, co możemy zrobić z AI, to pozwolić jej tańczyć. Niech pokazuje możliwe kierunki. Niech uczy nas nowych rytmów poznania. Ale niech nie zastępuje naszego ruchu. Niech nie tańczy za nas.

Sztuczna inteligencja nie zdetronizuje człowieka, o ile człowiek nie zdecyduje się sam oddać władzy. Dobrze zaprojektowana AI może nas uczynić mądrzejszymi, bardziej świadomymi, wspólnotowymi. Ale tylko wtedy, gdy będziemy ją traktować jak pszczoły zwiadowczynię: nie jako królową, lecz jako tę, która – tańcząc – pokazuje możliwy kierunek.

Wybór wciąż należy do nas.

Dr hab. Monika Różycka, pracuje na Wydziale Ekonomii, Finansów i Zarządzania Uniwersytetu Szczecińskiego

 

Źródło: https://cyfrowa.rp.pl/opinie-i-komentarze/art42830151-sztuczna-inteligencja-i-pszczoly

Powrót do wszystkich wpisów